11/03/2020
Fabryka Słów
3
Przyszłość to NeoSybirsk: rozpadająca się, sklecona na sznurek i szmatę cywilizacja pokryta węglowym pyłem. Cuchnące zaułki, w których można stracić życie za butelkę wody. Syntetyczne jedzenie, trujące powietrze i ludzie tak napakowani cybernetyką, że właściwie nie wiadomo czy jeszcze są ludźmi.
Kipiąca od syntadrenaliny, napakowana sterydami, pełna akcji trylogia kryminalno-bandycka osadzona w dystopijnej, cybersłowiańskiej przyszłości. Wzięta z życia, oparta na (niemalże) autentycznych wydarzeniach i postaciach historia człowieka od spraw różnych – Saszki „Chudego” Chudowca, byłego żołnierze Legii Cudzoziemskiej, obecnie bezrobotnego prywatnego detektywa i załatwiacza spraw różnych. Odstawiony na bocznicę, aby pozwolić przejechać niekończącemu się ekspresowi ku lepszej przyszłości wszystkich innych, tylko nie jego; wyrzucony na mieliznę życia przez sztormy zawirowań historycznych; coraz bardziej czujący, że najlepsze lata, jeśli jeszcze nie przeciekły mu przez palce, to zaraz to zrobią – Chudy podejmuje ostatnią, desperacką próbę wyrwania się z marazmu szarej codzienności.
Widząc przypadkowe, nieproste zlecenie od ekscentrycznego oligarchy jako szansę, która może się nie powtórzyć (i nie powtórzy na pewno), nasz bohater rzuca się głową naprzód w wir wydarzeń, których nie jest w stanie nawet do końca objąć. Czy zachłyśnie się nadmiarem informacji i utonie, walcząc przeciwko prądowi wydarzeń – czy może raczej spróbuje wbrew naturze odludka sprzymierzyć się z innymi, zaskakująco dla niego samego uważającymi go nie tylko za sojusznika, towarzysza broni czy przyjaciela, ale czasem za kogoś więcej? Tempo wydarzeń przyspiesza nieustająco, Chudy dwoi się i troi, a syntadrenalina płynie coraz szerszą strugą.
Jeśli można powiedzieć o fabule książki, to jest to bez wątpienia jeden prosty zwrot: totalna masakra. Dzieje się dużo, szybko. Chociaż czy to coś nowego? Owszem, bo dzieje się więcej i szybciej niż poprzednio. Nie sądziłem, że się da, ale jednak. Jedno jest pewne, nudzić się z tą książką nikt nie będzie. […] Finał sam w sobie nie jest zaskakujący… do ostatniej strony. Tam dzieje się coś, po czym trzeba zbierać szczękę z podłogi. Już dawno czytałem książkę z takim cliffhangerem.
Świetne opisy, które nie pozostawiały złudzeń w jakim świecie rozgrywa się fabuła książki. Pędzące i barwnie opisane akcje, które nie pozwalają nam odłożyć książkę na później no i ciekawość, jak to wszystko się zakończy, przecież tyle tam się wydarzyło.
Najnowsza książka Gołkowskiego, początek kolejnej serii, to cyberpunkowa dystopia w najlepszym wydaniu. Czerpie z klasyki i stereotypów, żeby wydestylować je w wysokonasycony, przerażający w swoim prawdopodobieństwie świat. Może fajnie byłoby mieć cyberrękę, ale wdychać toksyczne powietrze już niekoniecznie. Mam podejrzenie, że na razie starczy nam to jako morał z Sybirpunka.
Ta powieść jest jak gość z okładki. Niezbyt ładna, bez wzniosłych wartości, ale gwarantująca, że będzie ciekawie, intensywnie, a w magazynku nie zostanie ani jeden nabój.
Oczywiście, czym byłaby powieść Gołkowskiego, bez chociażby lekkiego podszycia humorem. Już samo umiejscowienie fabuły w futurystycznej Republice Rosyjskiej stanowi świetną bazę pod zabawne z naszej perspektywy treści. Gołkowski, jako człowiek zaznajomiony z kulturą słowiańską, dobrze to wykorzystał i wplótł sporo swojego specyficznego poczucia humoru w karty powieści tak, by od czasu do czasu na twarzy czytelników zagościł przysłowiowy banan.