26/04/2013
Fabryka Słów
5
Jej historią jest świat współczesny. Jej dzieci to my. Uniwersum S.T.A.L.K.E.R.a oczami Polaka – stara mleczarnia, martwy cieć, zapomniany kalendarz i wieża w środku lasu. Wchodzisz w to? Zresztą, już jesteś. Wszyscy jesteśmy – stalkerami. Dziećmi Sarkofagu. Tutaj wrogiem jest zło, które może czaić się tuż obok, za naszymi plecami. Może przyjmować różne postaci, imiona i kształty; jednak najstraszniejszym, co możemy spotkać w Zonie – jest człowiek.
„Ołowiany świt” to książka dobitnie uświadamiająca czytelnikom, że również Polacy umieją pisać książki zasługujące na miano bestsellerów, książki niezwykłe, których autor ma rzeczywiście coś do powiedzenia i adresuje przy tym płód swego ducha do ludzi jako tako inteligentnych.
Powrót, jak i inne powieści Michała Gołkowskiego w Fabrycznej Zonie, to “marka” sama w sobie. Jego styl pisarski, ukierunkowana fabuła i przeszyty na wylot główny bohater sprawiają, że czytając nie tylko poznajemy Zonę, ale także uczymy się ją rozumieć.
Autorowi udało się stworzyć małe arcydzieło, które przesiąknięte jest posapokaliptycznym klimatem bardziej, niż ślepy pies radiacją. Po lekturze, albo powrócisz do Dużej Ziemi zapominając o S.T.A.L.K.E.R.ze, albo poślubisz Zonę i zostaniesz z nią na zawsze. Ja już dawno przysiągłem jej wierność.
Szanuję Gołkowskiego, że napisał cykl książek o sobie. Ego godne podziwu. Bardzo fajne jest również to, że spopularyzował uniwersum stalkerskie. ZONA to ciekawy świat i warty eksploracji.
Jak to dokładnie było z Michałem Gołkowskim – nie wiem. Ważne, że za namową żony napisał książkę. I chwała obojgu, bo wyszło lepiej niż dobrze. Ołowiany Świt to nasłuchiwanie, ostrożne stawianie każdego kroku, ważenie stukających w kieszeni nabojów i obserwowanie świata głównie przez celownik strzelby lub pistoletu.
Książka jest wulgarna i rysuje rzeczywistość w sposób prostacko bezpośredni. Ukazuje obraz świata mętów społecznych, rodem z gett funkcjonujących na obrzeżach wielkich miast lub przygranicznych miasteczek, pozbawionych wielkich zakładów przemysłowych, miejsc w których ludzie wegetują bez nadziei na lepszy los. Autentycznie zmiękły mi kolana, a czytałam już niejedno i bardzo rzadko mogę wykrzyknąć w trakcie „Tego to się kompletnie nie spodziewałam!”. No więc teraz mogłam. „Sztywny” to książka o clue niemożliwym do odgadnięcia i mrożącym krew w żyłach, gdy już się je pozna.